Wiele osób, które znam ,od lat leczy się na nadciśnienie. Latami łykają tabletki niczym narkomani, bo jeśliby tylko przerwali ,to nadciśnienie wraca. Mało tego, tych tabletek jakby przybywa i leczenie nigdy się nie kończy. Tzn. kończy się wraz z życiem pacjenta. Kiedy ja zaczęłam swoją przygodę z nadciśnieniem pomyślałam -...no cóż, najwyżej będę brać do końca życia tę tableteczkę. W końcu tyle ludzi to bierze, to i ja mogę.” Niestety bardzo szybko zaczęły się pojawiać skutki uboczne tzw. objawy niepożądane ,takie jak chroniczny kaszel. Lekarze pochylali się nad moim problemem i przepisywali mi coraz to inne tabletki ,po których było jeszcze gorzej. Pomyślałam, że coś tu jest nie tak. Zaczęłam szukać wiedzy gdzie się tylko dało. Czytałam wszystko, co mi wpadło w rękę, kupowałam książki, wertowałam internet , pytałam ludzi co wiedzą na ten temat, także lekarzy ale nie tylko. Po pierwsze odkryłam, że nadciśnienie bardzo rzadko występuje jako jedyny objaw , inne po prostu są bagatelizowane albo leczone przez różnych specjalistów jako oddzielne choroby. Każdy „leczy” jakieś objawy. Najlepiej w nieskończoność.
Problem jaki miałam, to wybór metody leczniczej, bo okazało się, że sposobów jest wiele. Zdecydowałam się na leczenie ziołami. Doświadczona zielarka doradziła mi zakup w sklepie zielarskim kilkunastu ziół i zrobienie z tego mieszanki, a następnie picie 3x dziennie szklanki herbaty z tych ziół. Początkowo wystraszyłam się, bo dostałam swędzącej wysypki na całym ciele. Zielarka jednak zalecała nie przejmować się tym i pić dalej. Tak też zrobiłam. Po 1-no dniowej przerwie kontynuowałam kurację i czułam się coraz lepiej. Całe leczenie trwało trzy miesiące. Ciśnienie się unormowało i ...spadł cukier, poprawiła się cera, skończyły się zapalenia dróg moczowych, ustąpiły bóle głowy itd.. To było dziesięć lat temu. Problem zniknął. Mam normalne życie bez tabletek.